Gwiazda Call Me Kat, Mayim Bialik, ujawniła, że ona i reszta jej kolegów z obsady „czekali” na Lesliego Jordana na planie sitcomu FOX, kiedy dowiedzieli się o jego nagłej śmierci w październiku zeszłego roku.
Bialik opowiedział o łamiącym serce momencie, w którym „rodzina” Call Me Kat dowiedziała się o tragicznej śmierci 67-latka — która została spowodowana przez nagła dysfunkcja serca po wypadku samochodowym — w dzisiejszym odcinku The Jennifer Hudson Show.
„To była nagła rzecz. Wszyscy byliśmy w pracy i czekaliśmy, aż pojawi się w pracy, więc obecność całej ekipy i całej obsady była bardzo, bardzo, bardzo skomplikowana” – wspomina Bialik.
Dodała, że cała obsada to „rodzina”, zauważając, że byli jednym z pierwszych koncertów po zamknięciu, więc stali się „tą małą jednostką COVID”.
„Wszyscy byliśmy sobie bardzo bliscy, a ludzie znali Leslie Jordan jako Leslie Jordan, niekoniecznie tylko jako postać, którą grał w naszym programie” – powiedziała. „Był obecny w życiu ludzi, zwłaszcza podczas COVID”.
Bialik kontynuował: „Był w kanałach ludzi na Instagramie. Wiele osób naprawdę nawiązało z nim prawdziwą więź, a on to uwielbiał. Uwielbiał być przystępny. Uwielbiał być kochany”.
Po śmierci Jordana podczas kręcenia trzeciego sezonu Call Me Kat Bialik zastanawiał się, dlaczego serial zdecydował się wysłać jego postać na Tahiti z nowym mężem.
„Kiedy odszedł, wszyscy — rzadko zdarza się, aby grupa ludzi była tak jednomyślna w jakiejś sprawie tak szybko — i wszyscy po prostu powiedzieliśmy: „Chcemy, żeby żył wiecznie”” — powiedziała publiczności.
Dodała: „To było trudne i jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy z nim pracować tak, jak robiliśmy to w czasie jego życia, kiedy mogliśmy z nim pracować”.
Program Jennifer Hudson Show jest emitowany w dni powszednie o 11:00 czasu wschodniego na antenie FOX. Obejrzyj cały klip powyżej.